Zgromadzamy się w imię Pana Jezusa Chrystusa. Mt 18,20

 



Witam was czytelnicy, mam na imię Ada i mam 21 lat.
Uwielbiam poznawać historie jak Bóg zbawił kogoś i w jaki sposób to się stało.
Zadziwia mnie to, jak Jezus Chrystus ma niesamowity i zarazem odmienny plan dla
każdego z nas. Co kolejna osoba to inna historia ale pointa jest zawsze ta sama:
Stałem/am się Bożym dzieckiem, Bóg zbawił mnie.
Dziś chce opowiedzieć jak ja poznałam Jezusa Chrystusa i jak On mnie uratował.
Wychowałam się w małej miejscowości, gdzie każdy dobrze się zna. Moja rodzina i
dom były miejscem gdzie miałam wszystko czego pragnęłam. Moi rodzice od
dziecka zaprowadzali mnie do kościoła rzymsko- katolickiego. Jako małe dziecko
wiedziałam że musi być Bóg, który to wszystko stworzył.

Witajcie Czytelnicy/Czytelniczki!

 

Nazywam się Magda West i chciałabym wam opowiedzieć jak to się stało, że dziś Jezus Chrystus jest moim Zbawicielem, moją skałą, moją nadzieją i moim Przyjacielem. Naprawdę tak jest! Ale nie zawsze tak było...

 

Wychowałam się w tradycyjnej rodzinie katolickiej, gdzie” chadzało” się do kościoła. Z lekcji religii oraz od babci, uczyłam się, że jest Wszechmocny Bóg, który stworzył świat i człowieka. Bóg, który za dobre uczynki wpuszcza do nieba, za złe śle do piekła. Swoim dziecięcym sercem wierzyłam, że Bóg istnieje.

 

Katechetka na lekcji religii, przygotowujących nas do I Komunii Świętej, powiedziała, że modlitwa to rozmowa z Bogiem, i że oprócz wyuczonych modlitw powinniśmy modlić się do Niego swoimi słowami. Tak też robiłam. Przygotowując się do I komunii miałam za zadanie nauczyć się na pamięć 10 Przykazań. Przed pierwszą spowiedzią natomiast, mieliśmy zrobić sobie „rachunek sumienia” według tych 10 przykazań, czyli pomyśleć, które przekroczyliśmy. A ja będąc sumienną uczennicą, bardzo się do tego zadania domowego przyłożyłam. I tu zaczęło mi się coś nie zgadzać. W tym momencie, w mojej 8-letniej głowie „zapaliła się czerwona lampka”. Wersja katolicka 10-tego przykazania brzmi: „Ani żadnej rzeczy , która jego jest”. Zastanawiałam się wtedy, jak może ktoś przekroczyć to przykazanie, skoro tu nie ma żadnego nakazu???

Cześć. Jestem Ola, mam 19 lat i chciałabym opowiedzieć Wam o tym, jak Pan Jezus zmienił moje życie i stał się moim wspaniałym Zbawicielem.

Pochodzę z rodziny katolickiej "niepraktykującej", więc od dziecka o Bogu słyszałam raczej niewiele. Do kościoła chodziłam sporadycznie z okazji świąt itp. Wiara nie była czymś ważnym w mojej rodzinie. Zarówno na lekcjach religii jak i czasem w domu słyszałam, że aby pójść do nieba trzeba być dobrym człowiekiem, spełniać dobre uczynki. Oczywiście starałam się to robić, jednak sama do końca nie byłam przekonana czy Bóg w ogóle istnieje.

]

Moje życie odkąd skończyłam 15 lat polegało głównie na imprezowaniu. Pomimo tak młodego wieku piłam alkohol i zaczęłam palić papierosy, ukrywając się z tym przed rodzicami. Byłam także w związku, który opierał się głównie na przyjemności i cielesności- jak większość par w dzisiejszych czasach nie przejmowaliśmy się sprawami czystości, żyliśmy w grzechu. Mój chłopak stał się dla mnie bożkiem- byłam gotowa zrobić dla niego praktycznie wszystko.

 

Pomimo grzesznego życia wciąż miałam przeświadczenie, że jestem dobrym człowiekiem. "Przecież staram się pomagać innym, udzielam się w wolontariacie, nie jestem aż taka zła" - myślałam wtedy.

Nazywam się Natalia Barszczyk, mam 19 lat i pochodzę z Wąbrzeźna. Urodziłam się i dorastałam w rodzinie rzymsko-katolickiej. Praktycznie co niedzielę byłam w kościele, czy to z rodzicami czy z dziadkami, ale jakoś sama nie garnęłam się do zagłębiania się w tradycję i czy faktycznie jest ona zgodna z Biblią. Chodziłam do kościoła i byłam katoliczką, ponieważ cała moja rodzina od początku wychowywana była w tej religii.

Jeszcze 3 lata temu nie myślałam o zbawieniu jako czymś ważnym, nie bardzo chciałam zagłębiać się w wiarę i w to co będzie ze mną po śmierci. Moje życie było dobre i wygodne, to co mówił kościół katolicki, czyli różne święta i obrządki nie były dla mnie jakimś problemem, traktowałam to jako część mojego życia, nie myśląc w tym wszystkim o zbawieniu duszy.